Dodge Challenger w kolebce ropy naftowej.
Celebracja mijającej ery w wulgarnym moto-osiłku z USA.
To było 20 lat temu – pamiętam, że podróż była długa, prowadziła przez całą Polskę. Pociąg sunął przez leniwie przez zimowy krajobraz, szary i płaski. Szczecin, Poznań, Wrocław i Kraków. Tam przesiadka w jeszcze wolniejszy pociąg osobowy. Stacja docelowa: Krosno. W Jaśle zaliczyłem jeszcze zamianę lokomotyw. Skończyła się trakcja elektryczna i do miejsca docelowego pociąg został dociągnięty przez spalinową SM42-916. Całkiem nieźle się złożyło, bo te okolice to kolebka spalinowej historii Świata.
Ropa płynie spokojnym nurtem przez lasy i podnóża Jaworzynki. Mija mały cmentarz z czasów I Wojny Światowej, zakręca na północny zachód w kierunku Blechnarki. Dokładnie 300 merów na południe od Cygańskiej Studni łączy się z drugim dopływem i ze zdwojoną siłą wije się aż przez Wysową-Zdrój i Ujście Gorlickie. Tam wpływa do Jeziora Klimkowskiego i kontynuuje swój bieg do wsi nazwanej na swoją cześć.
Ropa – rzeka – jest lewobrzeżnym dopływem Wisłoki, z którą spotyka się w Jaśle.
Ropa – wieś leżąca nad Ropą – rzeką.
Zapach nafty unosił się nad Ropą na długo, zanim olej skalny przybrał formę znaną nam ze współczesnego przemysłu. Pierwsze wzmianki w języku polskim pochodzą z kronik Jana Długosza. Termin ten pochodzi od łacińskiego Petroleum (Petra – skała, oleum – olej).
Kilkadziesiąt lat po Długoszu po okolicy Ropy grasował poszukiwacz złota – Seweryn Boner – któremu olej skalny zalał kopalnię. Tak podobno odkryto ropę na tych ziemiach, chociaż pewnie legenda o panu Sewerynie miała na celu spersonifikowanie jej cichego odkrycia przez tutejszych nieosadzonego w czasie. Samo Petroleum jest znane od starożytności i było używane m.in. jako środek medyczny.
Przekręcam wskazówki zegara w przód i zatrzymuję się w 1789 roku, kiedy to właścicielem Ropy (wsi) został Władysław Siemieński, którego żoną była niejaka Petronela… Kolejne petrochemiczne znaki od losu!
Pokłady oleju skalnego ciągną się pod całym Beskidem Niskim. Pierwsze, ręcznie wykopane szyby, powstały we wsi Siary, pod Gorlicami. Wydobycie na skalę przemysłową rozpoczął Ignacy Łukasiewicz w 1854 roku. To on wydestylował naftę z oleju skalnego i to on skonstruował lampę opalaną tzw. naftą świetlną. Miejscem wbicia kilofu pod pierwszą komercyjną kopalnię ropy naftowej była Bóbrka, a właścicielem była pierwsza na świecie spółka naftowa Trzecieski-Łukasiewicz. Cały region zamienił się w prowincję naftową z kopalniami, destylarniami i rafineriami.
Rozwój kolejnego stulecia był oparty na ropie naftowej. Żadna gospodarka na Świecie nie jest kojarzona z ropą naftową jak gospodarka USA. Żadna kultura motoryzacyjna nie celebruje spalania paliwa jak ta z USA. Jakim więc autem oddać hołd skalnemu olejowi? Oczywiście muscle car’em z USA.
Najdłużej współcześnie produkowaną generacją samochodu sportowego w Stanach Zjednoczonych jest Dodge Challenger. W 2008 roku zadebiutowało trzecie wcielenie legendy z lat siedemdziesiątych. Pierwowzór z lat siedemdziesiątych był esencją sportowego samochodu zza oceanu. O jego następcy lepiej nie wspominać – padł ofiarą myślenia post-paliwowo-kryzysowego i zamiast autorskiej konstrukcji, Dodge przykleił swoje insygnia na Mitsubishi Galanta Lambdę. Ćwierć wieku później Challenger powstał jak feniks z popiołów. Premierowym silnikiem była V8-ka o pojemności 6,1 litra z pięciostopniowym automatem od Mercedesa. Przez szesnaście lat produkcji powstało osiemnaście różnych wersji z silnikami V6 i V8, a największy motor, jaki trafił pod maskę to 6,4-litrowy Apache. Taką właśnie wersją będziemy celebrować istnienie ICE. Miejsce celebracji? Regionalną wskazówkę macie powyżej, a pinezka na mapie wskaże Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce. Instytucja powołana do życia w 1961 roku jest wyjątkowa z wielu powodów. Po pierwsze: łączy w sobie dwie funkcje: jest zarówno muzeum, jak i czynną kopalnią ropy naftowej (tą, którą w 1954 roku założyła spółka Łukasiewicza). Po drugie: na terenie skansenu wokół muzeum znajduje się technologiczny przekrój polskiego (i sowieckiego) przemysłu naftowego. Po trzecie: zapach otaczających skansen gęstych lasów miesza się z zapachem ropy naftowej, co kilkukrotnie przyprawia mnie o przyjemny zawrót głowy.
Bramę przekraczamy w niedzielę po południu. Przed nami rozciąga się długa aleja wiodąca w głąb skansenu. Popołudniowe lipcowe słońce oświetla szpaler wiertnic po lewej stronie, a po prawej pawilon wystawowy, Dalej mijamy budynki kotłowni i rozmaite kiwony, wyrobnice. Po pierwszym rekonesansie typujemy kilka lokalizacji na zdjęcia, ale pochłania nas mocno zapoznanie się z eksponatami i historią miejsca. Jest tego tyle, że musielibyśmy tu siedzieć tydzień! Ale po kolei.
Pierwszy kadr zaplanowaliśmy przy najbardziej intrygującym pojeździe, jaki znaleźliśmy – wibratorze sejsmicznym, jakich Geofizyka Toruń używała do 1976 roku. Między jego osiami zamieszczony jest mechanizm, który po opuszczeniu na grunt generuje kontrolowane, silne wibracje, przenikające przez skorupę ziemską. Fale sejsmiczne odbijają się od różnych warstw geologicznych i są odbierane przez geofony — czujniki rozmieszczone na powierzchni ziemi. Analizując sygnały, geolodzy mogą tworzyć mapy struktur podziemnych, co pomaga w lokalizowaniu potencjalnych złóż ropy i gazu. Nasze niemałe przecież amerykańskie auto prezentuje się bardzo skromnie przy żółtym vibroseisie.
Drugi plan zdjęciowy to stacja benzynowa CPN, typ „górski”. Pod spadzistym dachem stoi cysterna, a otaczają ją dystrybutory paliwowe kilku generacji z kilkudziesięciu lat istnienia Centrali Produktów Naftowych. We wnętrzu pomieszczenia służącego na współczesnej stacji głównie do sprzedawania hot dogów, obejrzeć można kolekcję fotografii i pamiątek po prekursorze Orlenu.
Drugiego dnia koncentrujemy się mocniej na samochodzie. Challenger SRT8 z silnikiem o pojemności 6,4 litra (392-cubic-inch HEMI) z pakietami Scat Pack, Wide Body i charakterystyczną, zieloną okleiną przypominającą umaszczenie gada prezentuje się groźnie i dominująco. Dźwięk? No cóż… Nic nie rezonuje we mnie tak mocno, jak dźwięk V8, czy do ze stajni Mercedesa, czy Forda, czy Dodge’a. Wolnossąca wersja w naszym samochodzie przy wchodzeniu na obroty generuje niczym niezakłócony chrapliwy ryk i winduje dramaturgię do granic fizycznego bólu. Gadzia, zielona energia. Tak wyobrażam sobie motoryzacyjną wersję najdrapieżniejszego przedstawiciela późnej kredy. Nie chcę tu sypać nazwami dinozaurów, bo przez kulturę popularną zabrzmi to banalnie, ale jednak pewne mity na stałe osiadły w naszych głowach. Moim ulubionym określeniem ropy naftowej jest „sok z dinozaura” i z dużym zdziwieniem przeczytałem słowa Reidara Müllera – To mit. Ropa jest pozostałością po planktonie i algach…

Nasze trasy wiodące do i z muzeum potwierdzają inny mit: amerykańskie muscle car’y najlepiej czują się na prostych. Układowi kierowniczemu z elektrycznym wspomaganiem daleko do finezji europejskich konkurentów, a przez moc podchodzącą pod 500 koni mechanicznych, służy on głównie do kontrowania nadsterowności. Energia z silnika jest przenoszona przez ośmiobiegowy automat ZF na tylną oś i rozdzielana jest na obie strony przez mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu.
Drugi dzień jest pracowity, fotografujemy auto i elementy muzealne. To poniedziałek – większość muzeów odpoczywa, mamy ekspozycję tylko dla siebie. Patrzę na konstrukcje, mechanizmy i budynki. Przypominam sobie, co tu robiłem 20 lat temu. To był wyjazd fotograficzny stowarzyszenia, w którym stawiałem pierwsze fotograficzne kroki. Przejechaliśmy cały kraj, żeby zamieszkać na terenie skansenu (wydaje mi się, że nocowaliśmy w „Naftusi” – jednej z drewnianych robotniczych chat) i fotografować biało-czarny krajobraz – to był środek zimy. Teraz jesteśmy tu w lecie, więc muszę odśnieżyć tamte widoki.
Teraz łatwiej zajrzeć w każdy zakamarek i podziwiać ówczesną myśl techniczną. W ciepłym powietrzu szybciej roznosi się zapach oleju skalnego z czynnego do dziś szybu „Franek". Zaglądamy czarnego wnętrza i widzimy połyskującą, czasem bulgoczącą gęstą maź. To ona – tu, nie tak głęboko pod ziemią – pierwotna postać benzyny. Wyobraźnia wyedukowana przez rozsiane po skansenie fotografie i opisy rysuje historie z połowy XIX wieku. Zanim do pracy zaprzęgnięto kiwony, spuszczano w głąb szybu robotników, by ręcznie wydobywali olej. Przez kolejne lata rewolucja przemysłowa rozbujała się na tyle, żeby w niektórych obszarach zastąpić ludzi maszynami. Wszystko na ropę lub parę, silniki napędzające koła zamachowe, transmitujące energię przez pasy do wierteł i szarpaków. Jazgot, który tutaj rozbrzmiewał, niósł się przez pola i lasy, a dzisiaj odbija się echem pod maskami naszych aut.
Opuszczamy Bóbrkę pełni podziwu i szacunku dla tego, co zobaczyliśmy. Zapoczątkowana przez Łukasiewicza technologia sprawiła, że Świat zaczął krążyć wokół ropy naftowej. Dzięki niej mamy przemysł motoryzacyjny, lotniczy, po części tekstylny, polimerowy czy chociażby budowlany. Przez nią wybuchło wiele konfliktów, wojen i kryzysów gospodarczych. I podobno nieodwracalnie zmieniła klimat. Żeby zająć stanowisko w tej sprawie, warto, choć w drobnej części poznać historię zmian klimatycznych (w tym poziomy stężenia dwutlenku węgla w atmosferze i jego wpływu na rozwój flory), a nie bezwarunkowo obwiniać o wszystko paliwa kopalne. Tak, zgadzam się z opinią, że człowiek zrobił dla Zielonej Planety więcej złego, niż dobrego, że z zanieczyszczenia środowiska prawdopodobnie nigdy się nie wygrzebiemy i że przyszłe pokolenia będą stąpały po zdegradowanej, wyjałowionej ziemi. Mimo wszystko nie dajmy się omamić, że to, czym zastąpimy ropę, to prawdziwa „zielona energia”. Ta technologia wygląda zielono tylko na etapie bieżącego użytkowania, a o tym, w jakich warunkach i za jakie stawki pracują ludzie wydobywający metale ziem rzadkich, spuszcza się zasłonę milczenia.
Nie twierdzę, że elektryczne zasilanie czegokolwiek, łącznie z samochodami jest złe, ale twierdzę, że paliwa kopalne padły ofiarą negatywnego marketingu, a to, co dzięki nim osiągnęliśmy nie ma w obecnej narracji żadnego znaczenia.
Górnicy w Bóbrce wydobywający ropę naftową mieli tak samo ciężko, jak mają górnicy wydobywający kobalt w Kongo.
Odcień wątpliwej zieleni obu źródeł energii jest taki sam.
Dziękuję dyrekcji Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza za życzliwe spojrzenie na mój pomysł i umożliwienie realizacji materiału.
Dziękuję również wypożyczalni Hardcore Car Rent za udostępnienie samochodu. Auto było testowane na zamkniętej drodze, w kontrolowanych warunkach. Ciebie, Czytelniku zapraszam do zapisania się na listę subskrybentów. Zachęcam również do wsparcia na portalu Buy Me a Coffee. To konkurent Patronite’a i Pateraona, ale o bliższej memu sercu nazwie ☕️ 😉 Zebrane środki przeznaczone będą na rozwój magazynu Heel and Toe i docelowo mają umożliwić pełną koncentrację na projekcie. W wyżej wymienionym serwisie ruszyła sprzedaż zdjęć z testowanymi samochodami, w tym z powyższego tekstu. Są to kolekcjonerskie wydruki w numerowanych seriach, na archiwalnych papierach.
Do następnego!