Bonjour!
Jedną z ciekawszych książek o Polsce lat dziewięćdziesiątych jest „Niedziela, która zdarzyła się w środę” Mariusza Szczygła. Historie opowiadają o początkach kapitalizmu i pogoni za sukcesem. To wydanie Niedzielnego Kierowcy jest wynikiem zakorkowania się mojego kapitalistycznego kalendarza – nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni. Intencyjnie nie napisałem tego tekstu przed weekendem, bo chciałem odnieść się w tekście to tegorocznej edycji najważniejszego wyścigu w roku – 24 Heures du Mans.
Dobre (i niedobre) wieści z Francji
Oczy całego motorsportowego świata były w ten weekend skierowane na Circuit de la Sarthe, gdzie rozegrana została 92. edycja najsłynniejszego wyścigu na Świecie.
Na liście startowej stanęły 62 załogi: po 23 z kategorii Hypercar i LMGT3 i 16 z kategorii LMP2. W tej ostatniej startował zespół Inter Europol Competition z Jakubem Śmiechowskim na pokładzie. Zielono-żółta Oreca z numerem bocznym #34 broniła tytułu sprzed roku, ale tym razem szybsza okazała się załoga United Autosports z Wielkiej Brytanii. Po drodze nie obyło się bez przygód i chwil grozy: urwane koło, trudne warunki atmosferyczne i neutralizacje. Tak czy siak, druga pozycja w takim wyścigu to wspaniały sukces! Gratulacje!
Wyścig świetnie się zaczął dla Roberta Kubicy, który w tym sezonie jeździ w najwyższej klasie – Hypercar. Bolid Ferrari z numerem #83 startujący z 12. pozycji awansował na 5. w ciągu jednego okrążenia! Kubica dołączył do kolegów z bolidów #50 i #51 i pierwsza piątka zdominowana została przez AF Corse.
Potem było jeszcze lepiej! W sobotę żółte Ferrari kilkukrotnie przewodziło stawce. Niestety w nocy doszło do kolizji między #83 z Kubicą za kierownicą i BMW z numerem #15. Na razie niewiele wiadomo o okolicznościach, które doprowadziły do zderzenia, ale polski kierowca sugeruje, że walka ze strony Driesa Vanthoora nie była fair.
Na załogę AF Corse nałożono karę 30 sekund postoju w pit stopie, po której udało im się wrócić na pozycję lidera. Niestety po 248 okrążeniach (4 godziny przed końcem) doszło do usterki elektrycznej i żółte Ferrari musiało zakończyć rywalizację.
Wierzgający triumf
Ferrari obroniło tytuł sprzed roku. Jednak tym razem wygrał bolid z numerem #50 w składzie Antonio Fuoco, Miguel Molina i Nicklas Nielsen po bardzo trudnym i pełnym zwrotów akcji wyścigu.
O wyrównanym poziomie może świadczyć fakt, że aż 9 samochodów ukończyło wyścig z wynikiem 311-stu pokonanych okrążeń (w 2023 tylko dwa bolidy ukończyły tę samą ilość okrążeń). Może to zasługa deszczu i kilku neutralizacji, może Balance of Performance, ale nie ma to znaczenia, bo zarówno pogoda, kolizje, jak i przepisy są częścią tego spektaklu. Omówienie wyścigu opublikował kanał Autosport, który zaprosił do rozmowy doświadczonego dziennikarza Garego Watkinsa.
Kręta droga do Francji
Tuż przed wyścigowym weekendem Cadillac opublikował na YouTubie film o kilkuletnich przygotowaniach do powrotu do wyścigów długodystansowych. Półtoragodzinny dokument pokazuje proces przygotowań, projektowania i testów bolidu w najwyższej klasie Hypercar. Całość wysiłków ma jeden cel – wygraną w Le Mans. Mimo że historia opowiedziana jest przez pryzmat jednego zespołu, to jednak jest uniwersalna i bardzo ciekawa. Scenarzystą jest Mike Spinelli, jeden z założycieli Jaloptik, a obecnie szef contentu w Motorsport Network. Reżyserem natomiast jest JF Musial, który ze Spinellim tworzył na zlecenie YouTuba kanał /DRIVE (który niestety został porzucony przez giganta).
W tym roku najlepszym Cadillaciem był ten z numerem #2, który zajął siódme miejsce.
Pierwszy start w Le Mans Cadillac zaliczył w 1950 roku. Dzięki uporowi Briggsa Cunninghama na prostej startowej stanęły dwa samochody: jeden ze standardową karoserią typu Coupe de Ville zyskał przydomek „Petite Patoud” (franc. niezdarne szczenię), drugi przez swoją aparycję nazwany został „Le Monstre” (franc. potwór).
Samochody dojechały do mety na miejscach 10. (Petite Patoud) i 11. (Le Monstre), przy czym ten drugi dojechał do mety z uszkodzoną skrzynią biegów – działał tylko ten najwyższy, ale dzięki dużemu zbiornikowi paliwa, auto nie musiało się często zatrzymywać i ruszać z miejsca.
Bazą pod bolidy były takie same auta Cadillac Series 61, z V8-ką pod maską o pojemności 5,4 litra. Nadwozie Potwora zostało, zgodnie z ówczesnymi przepisami, zupełnie przemodelowane. W projekt aerodynamicznego klina zaangażowano inżynierów z Grumman Aircraft, a auto w ruchu można było ostatnio podziwiać na zeszłorocznym festiwalu prędkości w Goodwood.
Testy sprawnościowe
Ideą stojącą za powołaniem wyścigów długodystansowych do życia było sprawdzenie wytrzymałości konstrukcji i użyteczności samochodów. Pierwszy całodobowy wyścig zorganizowano w 1905 roku, w stolicy stanu Ohio – Columbus. Wykorzystano do tego tor wyścigów konnych, a do wyścigu zgłoszono cztery samochody. Ostatecznie wystartowały trzy: Pope-Toledo, Frayer-Miller i Peerless.
Zmagania wygrali Charles i George Soules w samochodzie Pope-Toledo, którzy po wypadku musieli odbudować samochód (jak głoszą ówczesne relacje, zajęło im to niecałe 60 minut), ale powrócili na pierwszą pozycję i przekraczając metę, pokonali dystans 828,5 mil/1334 km (dla porównania tegoroczny zwycięzca Le Mans pokonał 2540 mil/4237,7 km).
Zastanawiałem się od dawna, czy kiedykolwiek zdarzyło się tak, że 24-godzinny wyścig został pokonany przez jednego kierowcę. Otóż tak, ten pierwszy! W samochodzie Frayer-Miller w pojedynkę walczył, pewnie głównie z niewyobrażalnym zmęczeniem, Lee Miller (konstruktor).
Co ciekawe przed i po głównym wyścigu rozgrywane były inne próby towarzyszące. Jedna z nich polegała na starcie w pełni załadowanym pasażerami samochodzie, zatrzymaniu się na ćwiartce każdego okrążenia i wyproszeniu z auta jednej osoby. Potem w drugą stronę – do pełnego składu pasażerów i pełnego zatrzymania. Innym, już po zakończeniu tego najdłuższego, był wyścig na dystansie trzech mil, który wygrał wyżej wspomniany Lee Miller.
Japoński sen
Najnowsze wydanie magazynu The Road Rat jest w całości poświęcone Japonii. W środku jak zwykle masa świetnych historii i zdjęć o kulturze oraz konstrukcjach z Kraju Kwitnącej Wiśni. Pośród nich znalazła się historia sukcesu Mazdy w Le Mans w 1991 roku.
Tekst Richarda Meadena to wspomnienie jego pierwszej wizyty na Circuit de la Sarthe w 1991 roku, który był rokiem transformacji przepisów dotyczących konstrukcji bolidów (FISA, poprzedniczka FIA, pozazdrościła jednorodnych zasad formule 1 i począwszy od sezonu 1992, miał wejść nakaz używania 3,5-litrowych jednostek bez doładowania). Mazda miała wtedy na koncie kilkanaście startów i od początku cała filozofia konstrukcji oparta była na silnikach Wankla. Model z 1991 roku miał cztery cylindry i przeszedł do historii jako jeden z najlepiej brzmiących.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do zapisania się na listę subskrybentów. Zachęcam również do wsparcia na portalu Buy Me a Coffee i Patreonie. Zebrane środki przeznaczone będą na rozwój magazynu Heel and Toe i docelowo mają umożliwić pełną koncentrację na projekcie. W serwisie Buy Me a Coffee ruszyła sprzedaż zdjęć z testowanymi samochodami. Są to kolekcjonerskie wydruki w numerowanych seriach, na archiwalnych papierach. Jeśli wybór jest za mały, zapraszam na moją stronę, można wybrać dowolny kadr.
Posiadasz wyjątkowy samochód? Chętnie go sfotografuję i opiszę!
Do następnego!